Welon, welon i jeszcze raz welon....
Wszyscy biegali i krzątali się po domu w pośpiechu aby tylko ze wszystkim zdążyć.
Wtedy dopiero można było zobaczyć jak piękny i długi jest welon Magdy. Miał bardzo dużo koronek a całość była skomponowana estetycznie i z klasą. Trzeba było to wykorzystać w plenerze.
Ceremonia do łatwych nie nalezała ze względu na „specyficzne” wymogi proboszcza. Mogę tylko powiedziec, że czasem tak bywa i nie można być „miętkim” i nie odpuszczać.
Ale na szczęście już ją rozebrałem i udało się naprawic. Tak więc nie ma za dużych strat.
Bardzo podobał się nam kelner – chyba wczuwał się w role Romana Wilhelmiego w „Zaklętych Rewirach” bo wszędzie był i dyrygował. Nawet przy krojeniu tortu nie mogło go zabraknąc w sensie dosłownym hehe. Myślę, że należą się mu gorące pozdrowienia.
Kilka dni później – nie wiem jak te pary młode to robią – podczas pleneru wydarzył się „cud” pogodowy. Na miejsce pleneru stawiliśmy się z Tomkiem jakieś 30 min przed czasem. Ciągle mrzyło i zaczynało powoli zbierać się na deszcz. W momencie kiedy przybyli młodzi wyszło słońce, pięknie oświetliło sad z orzechami i pobliską łąkę. Efekt był na prawdę z gatunku WOW !!! Ale to tylko się cieszyć pozostaje.
Teraz już są w Irlandii i mam nadzieję, że dobrze wsominają swoich fotografów ślubnych.
Pozdrawiam,
Mariusz
0 komentarze:
Prześlij komentarz